Wszystkich nas łączy dziś smutek, bo odeszła osoba wyjątkowa dla każdej i każdego z nas.
Miałem to szczęście, że znałem Panią Profesor Izabellę Zalewską w różnych życiowych rolach, byłem jej uczniem, kolegą w nauczycielskim fachu, a także jej sąsiadem, miałem również poczucie, że darzy mnie swą przyjaźnią, którą postrzegałem jako zaszczyt. Znałem ją w tych rolach, a każda z nich, jeśli życie można nazwać teatrem, była wybitna. I będąc obok, można było tylko albo być w kręgu jej promieniowania, albo stać w cieniu, poza jej światłem.
Gdybym miał powiedzieć, co ją cechowało w największym stopniu, to rzekłbym, że siła charakteru, zgodność życia i wartości, w które wierzyła, bezkompromisowość i konsekwencja. Dla mnie pozostanie zawsze Panią Profesor, Mistrzynią – wymagającą rzetelnej wiedzy i czynienia z niej dobrego użytku. Bo była przede wszystkim osobą wymagającą – od siebie i innych, wymagającą bezwzględnie i bezwarunkowo. Kryła się za tym niechęć do słabości, do niedbałości i przeciętności. Uczyła nas najwyższych standardów. To, co najbardziej było jej obce, to bylejakość, taniość i tandeta.
Była niedościgłym wzorem dla nas, jej uczniów. Stanowiła wzór inteligentki z powieści Orzeszkowej i Żeromskiego. Dawała świadectwo, szła wyprostowana wśród tych, co na kolanach; była odważna, gardziła szpiclami, katami i tchórzami. Nie przebaczała, bo nie uważała, że ma prawo przebaczać w imieniu tych, których zdradzono o świcie. Była wierna temu, co najważniejsze. Była wymagająca przede wszystkim, gdy chodziło o wartości. Choć także ciepła i wspierająca, gdy tworzyła osobiste relacje. Nieubłagana, gdy oceniała, bo tak rozumiała sprawiedliwość – niezawodnie jednakowa dla wszystkich. Ale także wyrozumiała w życiu prywatnym, bo tak traktowała przyjaźń – jako bezwarunkowe wsparcie. Cokolwiek robiła, robiła tak, by zachować najwyższe standardy. Pereat mundus, fiat iustitia. Amicus Plato, sed magis amica veritas. Ale w końcu – jeśli kochasz, to czyń, co chcesz.
Kończy się epoka, gdy odchodzą jej najwybitniejsi reprezentanci. Pani Profesor Zalewska urodziła się w pierwszych miesiącach wojny, ale była nauczycielką przedwojenną. Jedną z ostatnich z tej formacji. Odchodzi z nią epoka i odchodzi świat. My, jej uczniowie, pamiętamy o nim, ale nie umiemy już zapewnić, by trwał. Dla niej był treścią życia, dla nas jest tylko nieosiągalnym ideałem. Mieliśmy szczęście w nim uczestniczyć, być blisko niego, ulegać jego wielkości i sile. A teraz, z jej odejściem, pozostanie dla nas – jej uczniów, przyjaciół i znajomych – tylko, ale i aż, pamięć wielkości.
Nie mogę nie pożegnać jej wierszem, bo poezję kochała i miłości do niej nas wszystkich uczyła. Chciałbym, byście Państwo w tych apostrofach Herberta, który zwraca się do Marka Aureliusza, usłyszeli wezwanie kierowane do Niej – do Pani Profesor. Do Izabelli Zalewskiej.
Dobranoc Marku lampę zgaś
i zamknij książkę Już nad głową
wznosi się srebrne larum gwiazd
to niebo mówi obcą mową
to barbarzyński okrzyk trwogi
którego nie zna twa łacina
to lęk odwieczny ciemny lęk
o kruchy ludzki ląd zaczyna
bić I zwycięży Słyszysz szum
to przypływ Zburzy twe litery
żywiołów niewstrzymany nurt
aż runą świata ściany cztery
cóż nam – na wietrze drżeć
i znów w popioły chuchać mącić eter
gryźć palce szukać próżnych słów
i wlec za sobą cień poległych
więc lepiej Marku spokój zdejmij
i ponad ciemność podaj rękę
niech drży gdy bije w zmysłów pięć
jak w wątłą lirę ślepy wszechświat
zdradzi nas wszechświat astronomia
rachunek gwiazd i mądrość traw
i twoja wielkość zbyt ogromna
i mój bezradny Marku płacz